Zbliża się ten czas. Ten wyjątkowy czas- pełen wyczekiwania i wyciszenia. Przyprawiony tęsknotą za czasami dzieciństwa i odrobiną westchnień za tym, co było. Czas świątecznych przygotowań.
Święta w każdym domu wyglądają pewnie nieco inaczej, choć wszędzie da się zauważyć kilka zbieżności. Jest bieganie za prezentami i skrupulatne pisanie list zakupów. Jest szaleństwo domowych porządków i przeglądanie nagromadzonych przez lata staroci. Jest też moja ulubiona krzątanina w kuchni. Im bliżej Wigilii, tym bardziej nerwowa. Zupełnie, jakby chodziło o premierowe wejście na scenę. Bo to właściwie jest takie nasze małe, rodzinne przedstawienie, do którego szykujemy się tygodniami i obmyślamy, jak to będzie. A gdy już nadchodzi czas pierwszej gwiazdki… Wydarza się magia!
Jako dziecko zawsze myślałam o świętach właśnie w taki sposób. Wigilia zdawała się być tym Grande Finale cudownego spektaklu, jakim były przygotowania do Bożego Narodzenia. Na Wigilię ubieraliśmy się odświętnie i braliśmy wszyscy udział w corocznym, cudownym przedstawieniu w domu moich dziadków. Był lśniąco biały obrus i dzieciątko na sianku, był dziadzio czytający fragment Pisma Świętego i były cudowne pyszności na stole, które tak długo i pieczołowicie przygotowywały ręce babci. Był też duży, czarny pies ledwo mieszczący się pod stołem. Tak! Istne Grande Finale, które już zawsze będę wspominać z łezką wzruszenia w oku i które kiedyś będę chciała odtworzyć moim dzieciom. I ich dzieciom.
Ale to nie sama Wigilia ma dla mnie znaczenie. Skosztowanie sałatki świątecznej i barszczu na zakwasie, otworzenie prezentów i dzielenie się opłatkiem z najbliższymi jest cudownym zwieńczeniem roku. Jednak całe to magiczne przedstawienie trwa zaledwie chwilę. To, co mnie cieszy najbardziej, to czas świątecznych przygotowań. Jest pieczenie aromatycznych pierników, jest puszczanie płyt z kolędami i nucenie ich pod nosem, jest też trochę sprzątania, choć od mozolnego szorowania podłóg zdecydowanie wolę znoszenie do domu różnych znalezisk z lasu i robienie własnych dekoracji świątecznych. Co by się jednak nie piekło i nie kleiło, zawsze towarzyszy temu pies. A w naszym domu nawet nie jeden, nie dwa, a wyjątkowo trzy psy.
Nie zawsze tak było. Wśród zdjęć z czasów dzieciństwa nie mam niestety zdjęć z ukochanym psem. Rodzice dość długo byli przekonani, że moje pragnienie posiadania psa było tylko dziecięcą zachcianką. Gdy zachcianka trwała już nieprzerwanie 15 lat, tata się ugiął. I tak w naszym życiu pojawiła się Maja. Moja pierwsza i zdecydowanie najcudowniejsza suczka nosząca w sobie taki ogrom miłości do wszystkich wokół, że onieśmieliłaby samego Dalaj Lamę. I nagle wszystko się zmieniło. Już żadne święta nigdy nie były takie jak dawniej. Bo dawniej można było wieszać na choince, co się chciało. A teraz trzeba było już pamiętać, że labrador potrafi zjeść wszystko, również rzeczy, o których nigdy byśmy nie pomyśleli, że są zjadliwe. A czego nie zje, to zmajtnie ogonem jak rakietą tenisową. Niejeden wazon trafił do kosza dzięki takim asom serwisowym. Dawniej można było spokojnie odłożyć coś na blacie w kuchni, by dopiero po chwili schować to do lodówki. Maja nauczyła nas wszystkich jak dbać o porządek. Zasada była prosta. Jak ty po sobie nie posprzątasz, Maja sprzątnie to za ciebie. Nie raz się ktoś zdziwił widząc, jak w ułamku sekundy kanapka sama zniknęła z talerza. Wystarczyło odwrócić się zaledwie na moment. I tylko najedzonemu psu pod stołem czkło się ni stąd, ni zowąd.
Maja odeszła 2 lata temu. Odeszła niedaleko. Na co dzień czuję, że jest gdzieś blisko. Tylko czeka, aż wreszcie pójdę za nią i wybierzemy się na długi spacer. Ale do tego czasu, mam tu jeszcze kilka spraw do załatwienia. I kilka Wigilii do przygotowania. Oczywiście z psami w tle.
Teraz to już nie lada ferajna. Buba, nasza kilkuletnia labradorka, która wychowała się jeszcze z Mają ma przez cały grudzień silny związek z piekarnikiem. Dosłownie nie odstępuje go na krok. Leży i patrzy na to, co się tam piecze i pachnie. I tylko wytrzeć trzeba czasem kałużę pod pyskiem, żeby się pies przypadkiem we własnej ślinie nie utopił. Koper dołączył do nas, gdy mieszkaliśmy już na wsi. Zdecydowanie brakuje mu miejskiej ogłady. Bywa wyrywny i potrafi rzucić mięsem, ale ma wielkie serce i jest do nas nieziemsko przywiązany. A Jacuś trafił nam się przypadkiem. Któregoś dnia po prostu stanął na naszej drodze. W dodatku przyprowadził nam ciężarną Agatkę i poprosił nas o pomoc. Słowo honoru, prosił o pomoc dla niej. Nie dla siebie. Jacuś to taki właśnie pies. Wszystko by najchętniej innym oddał. Spojrzałam mu głęboko w oczy i już wiedziałam, że Majusia maczała w tym swoje łapy. Agatce i szczeniakom poznajdywaliśmy domy. Jacuś został. Nie było łatwo zaprzyjaźnić ze sobą chłopaków, ale nie odpuściliśmy. I dziś już maszerują wspólnie na spacery do lasu. Łeb w łeb.
Siadam wieczorem do wykrawania korzennych ciastek. Płyta z kolędami lekko się przycina. Była puszczana już tyle razy. Pod piekarnikiem leży obśliniona Buba. Śpi. Albo udaje. Dowiem się, jak tylko zaszeleszczę papierem do pieczenia. Koper wywalił koła do góry na swoim fotelu prezesa. Też mi prezes, co śpi w robocie. Powinien pilnować, nadzorować… A Jacuś? Jacuś jak zwykle cichutko i niepostrzeżenie zwinął się w kłębuszek u moich nóg. Gdy odpoczywa, lubi czuć czyjąś obecność. Nie wiemy jak długo był sam, zanim do nas trafił. Być może był wśród ludzi, ale żył w samotności. Ludzka ręka nie głaskała, nie dawała smaczków. Teraz potrzebuje tego kontaktu z człowiekiem, jak dziecko. Musi czuć, że ktoś jest obok. Gdy tylko poruszę się na krześle, on otwiera oczy i spogląda na mnie. Upewnia się, czy nadal przy nim jestem. Śpij, Jaco. Śpij. Już nie jesteś sam. A obok niego, też pod stołem przycupnęła Maja. Jest z nami. Wiem to.
Tak. Zbliża się ten czas. Ten wyjątkowy czas – pełen wyczekiwania i wyciszenia. Czas świątecznych przygotowań. Czujecie to?
Święta w każdym domu wyglądają pewnie nieco inaczej. W naszym domu to zawsze święta z psami w tle.
A w ferworze świątecznego pichcenia i pieczenia nie zapominajcie, że nie wszystko, co nam smakuje, psu służy. Niektóre z naszych pyszności mogą mu nawet zaszkodzić. By uniknąć niepotrzebnych problemów zdrowotnych u swojego czworonoga, przygotujcie mu domowe przysmaki na święta i poproście swoich bliskich, by nie częstowali go resztkami z talerza. Zamiast tego niech mu sprawią przyjemność psimi smaczkami.
autor: Zuzanna Ingielewicz